Dziś znów egzamin wewnętrzny z przepisów i budowy. Wylosowałem jakiś ciężki zestaw, musiałem ściągać. Ważne że zaliczyłem.
W sprawie mojego planu, właśnie został wcielony w życie. Przyszedł telegram z wiadomoscią , teraz czekam pod kancelarią dowudcy plutonu na decyzję.
Po godzinie oczekiwania jak pies, chorąży wysłał mnie do sztabu do majora Hanuli. On ma podjąć decyzję.
Siedzę pod sztabem już ponad pół godziny, ręka od honorów juz mnie boli.
No i huj, plan spalił na panewce. Nie mam zgody na PJ-kę, ale lipa.
Po 16:00 na kompani był alarm p/chemiczny.
Pobraliśmy z magazynu OP1, plecaki i maski oraz broń. Ubrani jak mutanty wyszliśmy poza jednostę i szliśmy dwójkami po wiosce.
Ludzie patrzeli się na nas jak na debili hahah, bo jak inaczej wygląda się w tym stroju?
Wróciliśmy na kompanie około 18:00 i alarm został odwołany.
O 19:00 przejąłem służbę w parku samochodowym. Służba tutaj jest fajna, cisza spokój nikogo nie ma. Mozemy na zmianę z falusiem kimać na taborecie.
Jest godzina 21:40, jestem na obchodzie, szwędam się między samochodami z fajką w ryju.
Tutaj służby mogę mieć:)