Dzień 96
Jak co dzień, rezerwa nas gnoi.
Dziś po capsztyku, dziadkowie przyszli do naszego pokoju i tu zwołali wszystkich kotów z kompani.
Pompowaliśmy i czołgaliśmy się pod wozami. Rezerwa była podpita więc bardziej nas dojechała dziś.
Biegaliśmy poniżej lamperii na korytarzu.
Oczywiście nie obyło się bez wypłacania karczycha.
Mój dziad z pokoju dziś przesadził troszkę. Podeszłem do karczycha i wypalił mi z opinacza. Zobaczyłem gwiazdy i jednocześnie padłem na podłogę. Przez chwilę nie mogłem się ruszyć ale po chwili wstałem, a łzy same zaczeły lecieć z oczu oraz mocno się wkurwiłem. Moi falusie byli w szoku, widziałem w ich spojzeniach bezsilność i szok.
Powiedziałem " DOŚĆ" i wybiegłem z pokoju na palarnie na półpiętrze. Za chwilę dwuch dziadków poszło mnie szukać.
Przeprosili za niego i obiecali że już to się nie powtórzy. Chyba się przestraszyli. Po powrocie do pokoju, dostałem przeprosiny od tego dziada który mi wypalił karczycho z opinacza i mogliśmy iść spać.
Czy uda mi się to przetrwać? muszę być silny, zostało już niewiele dni do obcinki która ma być w grudniu.