Dzień 94
Dziś wróciłem o 21:00 ze stałki na kompanie. Zaraz po zdaniu cywilków przebrałem się w dresy i na rejony. Mój rejon do sprzątania dziś do kibel. Zamiatam i myję podłogę oraz czyszczę kafelki na wyjściowo.
Po 22:00 dziadki z J-94 ( jesień) zrobili na korytarzu apel falowy. Wszystkie koty z kompani ustawili się w dwuszeregu i było odliczanie.
Później każdy z nas w dwujkach miał komendę granat i czołganie się przez całą długość korytarza.
Tym co czołganie nie szło za dobrze, na odmulenie dostawali lanie pasem wojskowym.
Dziadki dziś podpici są więc szaleją.
Przeczołgaliśmy się w dwie strony po całym korytarzu. Później wycie kojota. Polegało na wejściu na parapet, wystawienie głowy i wycie do ksieżyca.
Następnie każdy z nas odpompował na korytarzu cyferkę dziadka i po koleji podchodziliśmy do siedzącego na biurku dyżurnego rezerwisty, nachylaliśmy się do " przeglądu karczycha" , po czym dziadek odpalał z płaskiej ręki karczycho.
Po otrzymaniu karczycha trzeba było powiedzieć tak: " dziekuje szanownej fali że tak dobrze karczycha wali, przeszły mnie dreszcze i proszę o jeszcze.." i znów się nachylano i nastepne karczycho odpalał nam. Znów się stawało w postawie zasaniczej i mówiło : " dziękuje szanownej fali ze tak wspaniale karczycha wali, przeszedł mnie żółto- czerwony prąd i spierdalam stąd", po czym uciekało się do pokoju, oczywiście poniżej lamperii w pozycji zgietej.
Po godzinie 01:00 dziadki dali nam odbój i mogliśmy iść do spania, ale pierw trzeba było dziadkowi ładnie posłać wóz. Jeśli było jakieś zagiecie to on rozwalał swoje bety i ponownie trzeba było mu pościelić.
Dodaj komentarz